Stowarzyszenie „Z energią o prawie”

System papierowego prosumenta – Krzysztof Kochanowski w ogniu pytań

Dzisiejszym gościem wywiadu przeprowadzonego w ramach cyklu „Z energetyką na Ty” jest Krzysztof Kochanowski – Prezes Zarządu Hydrogen Poland, Wiceprezes Zarządu Dyrektor Generalny, Polska Izba Magazynowania Energii i Elektromobilności -PIME.

 

Ekspert w branży energetycznej z 20 letnim doświadczeniem zawodowym. Doświadczenie zdobywał w energetycznych spółkach dystrybucyjnych i przesyłowych oraz w firmach consultingowych. Wieloletni publicysta z zakresu rynku energii w mediach gospodarczych. Konsultant w zakresie rozwiązań systemowych w elektroenergetyce współpracujący z instytucjami rządowymi i Parlamentem. Pierwszy prezes i współzałożyciel jedynej w Polsce organizacji zrzeszającej firmy z obszaru technologii magazynowania energii (elektrycznej, cieplnej oraz wodoru i chłodu) i elektromobilności (infrastruktura ładowania pojazdów, technologie bateryjne i wodorowe) oraz gospodarki energetycznej w klastrach energii (lokalne obszary bilansowania, niezależne systemy energetyczne). Obecnie zarządza organizacją PIME oraz prowadzi specjalistyczne szkolenia z obszaru rynku magazynowania energii i gospodarki wodorowej. Koordynator projektów: Rynek magazynowania energii elektrycznej w Polsce oraz Programu „Gospodarka wodorowa w energetyce i transporcie – mapa drogowa dla Polski”, „Pilotaż Usług Elastyczności na Rynku Energii”. Prezes i współzałożyciel organizacji Hydrogen Poland, zrzeszającej firmy i instytucje z obszaru gospodarki wodorowej.

Kiedy i dlaczego zdecydował się Pan zająć energetyką?

Mój pierwszy kontakt z energetyką to 1997 r. Zacząłem pracę w Zakładzie Energetycznym „Zamość” jeszcze przed tzw. konsolidacją energetyki w Polsce. Tam złapałem tego bakcyla, którego kontynuowałem będąc w Warszawie i pracując jako dziennikarz w „Parkiecie”, oraz w sławnym miesięczniku „Świat Energii” i w innych ogólnopolskich czasopismach. Zajmowałem się zawsze energetyką, pracowałem w consultingu w energetyce, miałem także epizod z PSE Operator, gdzie zetknąłem się z wielką energetyką. Chyba takim przełomowym wydarzeniem w moim życiu było poznanie prof. Krzysztofa Żmijewskiego i prof. Jana Popczyka, którzy pokazali mi pewne inne podejście do energetyki, takiej energetyki opartej na OZE, energetyce rozproszonej w tym prosumenckiej, na decentralizacji tego sektora, i to kontynuuję nadal inicjując powstanie Polskiej Izby Magazynowania Energii i Elektromobilności. Jestem jednym z członków założycielskich tej organizacji, a także drugiej organizacji Hydrogen Poland, czyli promującej nowe technologie wodorowe, które wpisują się w trend dekarbonizacji gospodarki i decentralizacji energetyki.

Które z wydarzeń według Pana, było najważniejsze dla polskiego sektora energetycznego?

W moim odczuciu było ich kilka i trudno znaleźć jakieś kluczowe, pomijając pewne fakty związane z regulacjami w zakresie nowelizacji Prawa Energetycznego czy Ustawy OZE, bo to są regulacje wymuszone poprzez transponowanie w naszej przestrzeni legislacyjnej prawa unijnego, to w moim mniemaniu wyróżniłbym uruchomienie programu „Mój Prąd”. To było otworzenie puszki Pandory, dzięki czemu uwolniony został kapitał prywatny inwestorów. Powiedzmy sobie szczerze, te 5 tys. PLN, czy później 3 tys. PLN dopłaty, to nie są środki państwowe, tylko środki pochodzące z ETS-u, czyli unijne. Praktycznie rzecz biorąc, z prywatnych pieniędzy, odbiorcy energii wybudowali 6 GW mocy zainstalowanej, z czego efektywność wykorzystania w systemie to jest 10%, ale za kwotę prawie 20 mld PLN w dwa lata. I to było w moim odczuciu przełomem, bo pokazało, że mamy kapitał drzemiący u prywatnego inwestora, wpisujący się w energetykę rozproszoną, który łatwo jest uwolnić i teraz trzeba w sposób przemyślany zagospodarować. Brakło do tego magazynów energii, co my już sygnalizowaliśmy resortowi klimatu i środowiska w 2019 r., wskazując, że pojawi się problem z magazynowaniem energii w sieci z mikroinstalacji, zarówno pod względem technicznym, jak i handlowym. Nasze obawy się potwierdziły, więc mam nadzieję, że od kwietnia tego roku, jak zapewnił  Minister Ireneusz Zyska, zostanie uruchomiony system wsparcia dla przydomowych magazynów energii, i co za tym idzie, ruszy rynek agregatorów, bowiem w naszej organizacji mamy spółki – w tym dużego europejskiego gracza na rynku agregatorów, które takie kontrakty w oparciu o przydomowe magazyny energii będą realizować np. w usłudze elastyczności dla miejscowych operatorów sieci dystrybucyjnych. Tak więc program „Mój Prąd” uważam za przełomowy, jeśli chodzi o defragmentację zastałych od lat schematów w energetyce, bo on też uwalnia zapotrzebowanie na nowe technologie energetyczne.

Czy program „Mój Prąd” nie stał się na pewnym etapie problemem dla sieci? Jak Pan ocenia nowelizację zmieniającą zasady rozliczenia prosumentów i jak Pana zdaniem powinien przebiegać proces zmian w zakresie rozliczeń?

Przede wszystkim popełniono grzech zaniechania, dlatego, że na początku programu „Mój Prąd” nie wyposażono go we wsparcie dla przydomowych magazynów energii, o czym już wspominałem. Bez uregulowania tej kwestii, będą się pojawiać problemy techniczne z przyjęciem energii do sieci, bo ma ona bardzo ograniczone możliwości magazynowania, a w momencie, gdy występuje natężenie mikroinstalacji w danym punkcie sieci, to dochodzi do przekroczeń napięcia na transformatorach i działa automatyka wyłączeniowa, co doświadczają prosumenci i będzie się to pogłębiało. Dlatego muszą zostać uruchomione programy wspierające rozwój magazynów energii, by rozwiązać obecne problemy, a także, by prosumenci tą energię mogli wykorzystać w 100% na własne potrzeby. PIME jako największa organizacja branżowa w technologiach magazynowania energii pracuje z partnerami nad  propozycją systemowego wsparcia dla magazynów energii. Mam nadzieję, że nasza propozycja znajdzie uznanie w oczach administracji i instytucji finansowych i wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom rynku. Przypomnę, że dotychczasowy system, to system papierowego prosumenta i nie ma nic wspólnego z tym, że prosument wykorzystuje wyprodukowaną energię na własne potrzeby. Dzięki magazynom energii będzie to rzeczywisty prosument, który będzie mógł tą wyprodukowaną energię skonsumować i ja tutaj upatruję zmianę jakościową. Obecne brzmienie nowych rozliczeń prosumentów, które zaczną obowiązywać dla nowych inwestycji od kwietnia tego roku, pogarsza ekonomiczność inwestycji w mikroinstalacji. Ale ta zmiana była nieunikniona i oczywiście spowoduje spadek zainteresowania fotowoltaiką na dachu, bo się wydłuży zwrot z inwestycji, ale jak pojawi się do tego dofinansowanie do przydomowych magazynów energii, to ten rynek ponownie się ruszy i zauważymy wzrost inwestycji w tym sektorze. Generalnie kierunek zmian nie tylko na rynku prosumenckim, ale także na rynku odbiorców przemysłowych powinien iść w tę stronę, aby wzmacniać możliwość autoprodukcji i wykorzystywania energii w miejscu jej wyprodukowania albo na własne potrzeby albo na potrzeby lokalnej społeczności. A magazyny energii powinny być lokalizowane przede wszystkim po stronie odbiorców energii lub lokalnych producentów energii, aby dopełniać system lokalnego bilansowania. Gdy tak się zadzieje, to natychmiast efekt tych inwestycji odczują też sieci energetyczne (OSD), które rozwiążą gro swoich problemów technicznych związanych z koniecznością rozbudowy infrastruktury. Będzie to także opcja na optymalizację wykorzystywanych już przyłączy energetycznych przez lokalnych wytwórców energii i odbiorców energii, co pozwoli na uzyskanie dodatkowych mocy przyłączeniowych dla nowych inwestycji. Trzeba mieć też świadomość, że technologie magazynowania rozwijają się obecnie w tempie porównywalnym do technologii urządzeń telefonii komórkowej. Zarówno pod względem efektywności magazynowania energii, czasu jej wykorzystania, kosztów. Nie tylko więc baterie, ale też inne technologie wchodzą do ofert np. magazynowanie w technologii sprężonego powietrza, kinetycznej, innych. Ważne jest to, że tylko odbiorcy energii, agregatorzy i prywatni producenci energii będą w stanie nadążać za tymi nowinkami technicznymi. Nie zrobi tego zawodowa energetyka czy operatorzy (ci nie powinni mieć magazynów zgodnie z regulacjami europejskimi) z racji swojej bezwładności, a także w przypadku OSD z racji zachowania na rynku swojej transparentności, czyli nie konkurowania w usługach magazynowania energii z podmiotami zewnętrznymi. Rolą OSD niczym zarządcy dróg powiatowych jest stwarzanie warunków do poruszania się po ich sieci wielu użytkownikom w dowolnych technologiach na zasadach niedyskryminacyjnych. Oczywiście za opłatą akceptowaną przez Urząd Regulacji Energetyki. Opłata ta powinna umożliwiać OSD finansowanie koniecznych inwestycji w sieć oraz finansować zamawianie na zewnątrz usług, które pozwalają optymalizować pracę sieci przesuwając w czasie ewentualne inwestycje.

Jaki jest koszt takiego magazynu energii dla instalacji o mocy powiedzmy 5 kW?

Za 5 tysięcy można kupić magazyn produkcji chińskiej. Zakup ten jest obarczony dużym ryzykiem, bo po pierwsze nie ma żadnych homologacji, a po drugie nie spełnia europejskich norm jakościowych i certyfikacyjnych. Trudno byłoby serwisować taki magazyn. A tym bardziej udostępniać dane wrażliwe polskich prosumentów, które mają być zarządzane w chmurze z serwerów w Chinach. Jeśli chodzi o polskich i europejskich producentów, to ceny kształtują się na poziomie od 14 tysięcy do 20 tysięcy. Lepsze komponenty wiążą się z wyższym kosztem takiego magazynu. To tak samo jak z panelami – im wyższa sprawność tym wyższa cena. Co najważniejsze mamy już w Polsce krajowych producentów magazynów energii, którzy śmiało mogą konkurować swoimi produktami nie tylko ceną ale i jakością. W drugim kwartale zobaczymy już na rynku powszechnie ich oferty. Na pewno kluczem do rozwoju polskiej specjalności w magazynach energii będzie też powstanie krajowego ośrodka certyfikacji magazynów energii. Takie ośrodki funkcjonują w innych krajach Europy  i niestety jest drogo oraz trzeba stać w kolejkach.

W kontekście magazynowania energii w ostatnim czasie coraz częściej mówi się o wodorze. Czy wodór może sprawdzić się jako magazyn energii?

Myślę, że tak. Wszystko zależy od skali. Kluczowym aspektem jest opłacalność produkcji wodoru. W dzisiejszych warunkach zarówno cenowych, jeżeli mówimy o cenie energii i braku tzw. rozchyleń cenowych, czyli różnicy w cenie energii w dobie, która by pozwalała produkować wodór, kiedy ta cena energii jest najniższa. W związku z tym obecnie produkcja wodoru jest nieopłacalna. To się pojawi w momencie uruchomienia europejskich systemów dofinansowania na różnych poziomach do produkcji tzw. zielonego wodoru, do jego dystrybucji, do magazynowania i jego wykorzystania. Takie programy będą się pojawiały. Są zadeklarowane konkretne kwoty w miliardach euro. W Polsce też będą uruchamiane krajowe programy, ale zanim to ruszy, to należy zaznaczyć, że mamy strategię wodorową i tutaj wielki ukłon w stronę całego środowiska, które zostało wokół MKiŚ zebrane i pracowało nad taką umową sektorową. Czekamy również na prawo wodorowe, które ma się pojawić pod koniec 2022 roku. Nowe regulacje pokażą nam w jakim kierunku rynek wodorowy będzie się rozwijał, czy będzie on zdominowany przez monopolistów, czy raczej będzie szedł w kierunku rynku rozporoszonego zgodnie z trendami w energetyce. Na końcu zaś istotne będą systemy wsparcia. Mamy analizy, że w 2035 r. powinniśmy mieć ok. 1 GW mocy zainstalowanej w produkcji wodoru bezemisyjnego, zaś w 2040 r. ok. 2 GW. To będzie oczywiście tendencja wzrostowa.

Zostaje Pan Ministrem Klimatu, jakie zmiany wprowadza Pan w Polityce Energetycznej Polski 2040?

Przede wszystkim nie planuje. Jednak Gdybym musiał, to kluczowym aspektem jest pogodzenie interesów odbiorców i producentów energii. I najważniejsza pełna transparentność na rynku energii. A w tym aspekcie niestety nie jesteśmy w Europie punktem odniesienia. To co nas boli najbardziej, to patologie wynikające z koncentracji rynku w rękach kilku spółek energetycznych, a przy kolejnych fuzjach będzie ich jeszcze mniej. Widzimy na co dzień wynikające z tego problemy dla wytwórców i odbiorców energii, chociażby w procedurach pozyskiwania umów przyłączeniowych czy sprzedaży energii. Kluczem do transparentności jest przede wszystkim wydzielenie ze struktur spółek energetycznych dystrybutorów energii elektrycznej (OSD). Spółki OSD wzorem PSE nie powinny być powiązane kapitałowo z innymi firmami energetycznymi. Najlepiej, aby były w 100 proc. w rękach Skarbu Państwa. To ważny aspekt, bo w oparciu o  sieci energetyczne OSD zachodzi największa transformacja energetyczna i rozwój rynku energii, czyli defragmentacja energetyki scentralizowanej w związku z rozwojem energetyki rozproszonej i elektromobilności, a w przyszłości gospodarki wodorowej. Tak więc pierwszą decyzją byłoby wydzielenie spółek OSD z obecnych grup energetycznych.  Ważnym zagadnieniem jest także to, aby pod potrzeby odbiorców energii kształtowane były regulacje. Po to, aby ułatwiać im wybór technologii, modelu biznesowego, jak i też wybór ceny. Tak kształtowane regulacje, planowane z dużym wyprzedzeniem, aby biznes miał pewną stałość tych procesów regulacyjnych, to klucz do stabilizacji na rynku. Oczywiście istotnym elementem jest odpowiedź na wyzwania technologiczne. Dzisiejszy model energetyki w Polsce właśnie wynikający z koncentracji w jednych rękach właścicielskich obszarów produkcji, dystrybucji i obrotu energią nie pozwala na wdrażanie innowacyjnych modeli biznesowych i ponoszenia ryzyka w inwestowanie w nowe technologie. Dlatego tylko małe spółki lub startupy są w stanie takie ryzyko ponosić. Wobec tego potrzebujemy systemów wsparcia na różnych poziomach innowacji, bo z tym mamy problem i w wielu obszarach, kolokwialnie mówiąc, pociąg już nam odjechał. Nie jesteśmy gigantem technologicznym, aby być liderem we wszystkich dziedzinach gospodarki energetycznej, więc powinniśmy sobie to przekalkulować i wybrać takie dziedziny, w których mamy jakąś przewagę i konsekwentnie w nie inwestować. Dlatego cieszą mnie inwestycje małych polskich spółek, które wyprzedzają swoimi wizjami gigantów. Takim przykładem są m.in. spółki technologiczne  z naszej organizacji, które mają już now-how na poziomie światowym w obszarze magazynowania  energii. A część z nich, w sumie będzie pięć spółek, w tym roku uruchamia seryjną produkcję magazynów energii od tych najmniejszych do dużych. Wkrótce o nich będzie głośno.

Czy widzi Pan Polskę zeroemisyjną w 2050 r.?

Jak najbardziej widzę pod warunkiem, że rzeczywiście zarówno otoczenie regulacyjne, wydzielenie OSD, jak i systemy wsparcia pozwolą rozwijać się energetyce rozproszonej. Polska powinna wytyczyć własną drogę z uwzględnieniem interesów społecznych i celów europejskich. Stary system oparty na modelu z lat 50 tych/60 tych XX wieku przechodzi do lamusa. Trzeba teraz mieć pomysł, aby zagospodarować majątek po likwidowanych kopalniach i elektrowniach węglowych. Osadzić tam branże, które wykorzystają istniejącą infrastrukturę i potencjał ludzki do produkcji. Dodatkowo wykorzystać potencjał inwestycyjny w społeczeństwie, aby w tj. transformacji udział miał także odbiorca końcowy ze swoim kapitałem finansowym i ludzkim. Znaleźć nową rolę dla sieci przesyłowych i dystrybucyjnych, gdzie szczególnie ich rola backupu dla energetyki rozproszonej powinna być wyeksponowana poprzez prorynkową politykę taryfową i przyłączeniową. To operatorzy powinni aktywnie udostępniać biznesowi informacje handlowe w jakich punktach sieci potrzebują inwestycji wytwórczych lub potrzebują usług elastyczności. Obecnie zarówno pojedynczy odbiorca, jak i więksi odbiorcy stają się coraz bardziej mobilni i wyedukowani, więc zaraz ta energia będzie na wyciągnięcie ręki, a dzięki OZE i mikroinstalacjom już się stała bliższa i tego typu procesy będą w stanie przyspieszyć przejście na „zieloną stronę mocy”. Cały ten potencjał energetyki obywatelskiej można zagregować i udostępnić na rynku. Spowolnić to mogą interesy pewnych grup, które obawiają się tych zmian, to beneficjenci tzw. starej energetyki próbują chronić swoich przyczółków, chociażby nie będą zwolennikami wydzielenia OSD z obecnych struktur grup energetycznych i tego trzeba mieć świadomość. Mimo tego ten proces jest nieunikniony. Przypomnę, że średnioroczny wzrost temperatury powietrza o 1,5 % globalnie w duży stopniu wpływa na zmianę naszego krajobrazu. W publikacji New York Times`a przeczytałem, że na zmianach klimatycznych najbardziej zyska Rosja, bo tam odmrażają się kolejne połacie ziemi, które będą mogły być zagospodarowane rolniczo lub w inny sposób wykorzystane i szacuje się, że gospodarka rosyjska wyrośnie na trzecią gospodarkę w świecie. Czy te szacunki są realne? Okaże się w przyszłości. Niemniej na zmianach klimatycznych pewne gospodarki zyskają inne stracą, ale per saldo jako społeczeństwo wszyscy ocieplanie się klimatu odczujemy. Dlatego zamiast kontestować politykę  energetyczno-klimatyczną powinniśmy się do tych zmian dobrze przygotować i przeprowadzić transformację energetyczną zgodnie z potrzebami społecznymi i środowiskowymi. Nie ma od tego odwrotu. Warto rozważyć jak przejść przez ten proces zmian jak najlepiej i jednocześnie nie tworzyć procesów patologicznych, chociażby sztucznie przedłużając życie pewnych branż kosztem innowacji.

Jaki jest Pańskim zdaniem największy problem polskiej energetyki?

Największym problemem jest brak transparentności na rynku energii o którym wcześniej wspomniałem oraz niewykorzystywanie szans, które się pojawiają. Tutaj przypomnę, że od 2005 roku wszyscy widzieliśmy, jak ruszył system ETS, że nie ma od tego odwrotu od handlu emisjami. Można dyskutować o tym czy formuła handlu emisjami jest uczciwa czy nie. Niemniej reguły tej gry były znane od dawna. Tymczasem  politycy i wiele firm energetycznych w Polsce kontestowało te kierunki. Branża   wyczekiwała, że być może kolejne rządy niezależnie od opcji politycznej spowolnią nam wdrażanie polityki klimatycznej. Środki, które dostawaliśmy w ramach ETS-u zamiast przeznaczać w 100 proc. na restrukturyzację energetyki wykorzystywaliśmy częstokroć zasypując dziury budżetowe. Retoryka, że w kosztach rachunku z energię elektryczną jest 60% opłaty emisyjnej i to zafundowała nam Unia Europejska jest okłamywaniem społeczeństwa. Niestety taki przekaz fundują nam czołowi politycy i to jest świadoma manipulacja. Owszem opłaty klimatyczne stanowią w rachunku za prąd ok. 25%  (a nie jak podają OSD prawie 60%), ale środki z tej opłaty nie wpływają na konto Komisji Europejskiej a na konto Skarbu Państwa. Im większe opłaty za emisje (cena za tonę CO2) tym więcej pieniędzy trafia do budżetu państwa. A to są kwoty w miliardach złotych. Pytanie czy te pieniądze w 100 proc. wracają do branży energetycznej w postaci programów na restrukturyzację energetyki. Takiej informacji nikt publicznie nie podał. Widzimy, że coraz bardziej wymagania klimatyczne wobec gospodarek się podnoszą i tutaj uważam, że największym błędem jest brak reakcji i niewykorzystywanie tych sygnałów. Natomiast jeśli takie sygnały się pojawiają, to trzeba szukać w tych warunkach szans dla swojej gospodarki, chwytać je i wykorzystywać do ostatnich chwil. Niemcy poszły w kierunku zwiększania swojej przewagi technologicznej w produkcji OZE i dzisiaj już ją mają na takim poziomie, że są głównymi dostawcami tych technologii. Mamy teraz sygnały, że rozwijać się będzie gospodarka wodorowa. Japonia, Chiny, Australia, USA i niektóre zachodnie kraje Europy są już daleko w przodzie. W Niderlandach rozpoczęto inwestycję do produkcji „zielonego wodoru” z morskich farm wiatrowych. To będzie największa tego typu instalacja w Europie. U nas tego typu projekt może powstać dopiero za 15-20 lat, co oznacza, że znowu będziemy w ogonie. Dobrze byłoby, aby ten czas w którym zachodzą dynamiczne zmiany wynikające z dekarbonizacji gospodarki wykorzystać na konkretne inwestycje w OZE, magazyny energii, technologie wodorowe czy energetykę jądrową (pod warunkiem jej opłacalności i bezpieczeństwa oraz wykorzystania całej synergii z faktu posiadania tej technologii nie tylko w procesach produkcji energii elektrycznej) i je rozwijać, a nie dyskutować i tylko temu się przyglądać.

Jakie ma Pan jedno życzenie dla polskiej energetyki?

Życzeniem moim jest, żeby zwiększyć poziom edukacji zarówno społeczeństwa, a w szczególności edukacji technicznej. Kryzys energetyczny jest związany nie tylko ze zmianami klimatycznymi i polityką klimatyczną, ale także zaczął on być bardzo widoczny w wyniku braku kadr, które w sposób naturalny przejmą stery od wysłużonych energetyków.

W jaki sposób Pańskim zdaniem powinna odbywać się edukacja zarówno tego młodego pokolenia - które ma zastąpić stare kadry?

Po pierwsze w Polsce brakuje prywatnej uczelni wyższej technicznej, która na rzeczywistych technologiach i modelach biznesowych, we współpracy z biznesem będzie kształtowała przyszłych pracowników tego sektora. Generalnie mówiąc w niektórych krajach, np. we Francji i nie tylko tam, absolwenci uczelni wyższych mają obowiązek od trzeciego roku podjąć pracę z firmą, o profilu nauki danego studenta. Czyli przez dwa lata jest w procesie edukacji teoretycznej, a potem wchodzi w proces praktyk, gdzie 50% czasu student pracuje, a drugie 50% się uczy. Efekt jest taki, że taki student wkomponowuje się on w procesy biznesowe i technologiczne w gospodarce. Częstokroć taki absolwent zostaje w fabryce czy innej spółce w której pracował podczas studiów. Płynnie przechodzi z roli studenta w rolę pełnoetatowego pracownika. W Polsce natomiast po pięciu latach studiów student nic albo niewiele potrafi. Dopiero po studiach zatrudniając się zaczyna swoją edukację od nowa. Pięć lat nauki na uczelni praktycznie jest stracone. Jeżeli nie nastąpią radykalne zmiany w edukacji, to będziemy mieli problem na rynku pracy. Koledzy z branży już sygnalizują ten problem. Oni już nie patrzą na papiery studenta jaką uczelnię i jaki kierunek skończył, a patrzą na to, czy ma zdolności interpersonalne, potrafi pracować projektowo i czy jest otwarty na pozyskiwanie wiedzy. Jeżeli tak, to jest zatrudniany. Musimy więc podjąć konkretne kroki w systemie kształcenia, by kształcić w praktycznej edukacji technicznej, jak i ogólnej bardziej profilowo.

Dziękujemy za rozmowę!